shape
OJCIEC MYCHAL JUDGE


Nowy Jork , 11 września 2001 roku. Atak terrostyczny.
W wieże World Trade Center uderzają kolejno dwa samoloty.
Po kilku godzinach teren staje się tylko gruzowiskiem i olbrzymim
cmentarzem ludzi tam pracujących.  To naznaczone tragedią
miejsce nazywane jest "Ground Zero".


Jednym z bohaterów poległych przy gaszeniu World Trade Center był kapelan nowojorskich strażaków - franciszkanin ojciec Mychal Judge,  który dzisiaj jest, nie tylko dla katolików, ale i dla wszystkich Amerykanów, symbolem poświęcenia w czasie akcji ratunkowej World Trade Center.
CIEKAWOSTKI 
Remiza strażacka numer 24 sąsiadowała z kościołem i klasztorem Franciszkanów. Strażacy od zawsze bywali u ojców częstymi gośćmi. Jednym ze zwyczajów w zakonie była modlitwa o szczęśliwy powrót strażaków wyjeżdżających do pożaru. Ojciec Judge szybko pokochał najdzielniejszych z dzielnych i został ich kapelanem. Jim Papillo tak wspomina ojca Mychela: — Nigdy nie odmawiał przybycia na wezwanie. Potrafił całymi nocami czuwać w szpitalu przy ciężko poparzonych strażakach. Był z nami przy weselach, chrzcinach i pogrzebach. Wyczuwaliśmy bez słów jak szczerze był dla nas oddany.

Gdy pierwszy samolot uderzył w WTC, natychmiast zmobilizowano wszystkie wozy strażackie z remiz na Dolnym Manhattanie.

— 11 września rano o. Judge przygotowywał się w swoim pokoju do codziennych obowiązków, gdy dowiedział się, że samolot uderzył w World Trade Center — wspomina tragiczny dzień o. Miles Cassian, gwardian Zakonu Franciszkanów. — O. Judge natychmiast przebrał się w strój strażacki, włożył hełm i zszedł do remizy po drugiej stronie ulicy. Pojechał pierwszym wozem strażackim na miejsce akcji.

Nikt z wyjeżdżających załóg nie był w stanie wyobrazić sobie skali katastrofy. Spodziewano się stosunkowo dużego pożaru - tymczasem na ekipy czekało prawdziwe piekło ognia, pyłu i gruzu na skalę, która przeraziła cały świat. Ojciec Miles Cassian gwardian klasztoru franciszkanów tak wspomina tragiczny dzień:
11 września rano ojciec Judge przygotowywał się w pokoju do swoich obowiązków, gdy jego przyjaciel ojciec Caroll zapukał i powiedział, że właśnie jakiś samolot uderzył w jedną z wież World Trade Center. Ojciec Mychal wyczuł, że stało się coś okropnego. Natychmiast przebrał się w strój strażacki, włożył hełm, zszedł na dół, prosto do remizy po drugiej stronie ulicy i pojechał na miejsce akcji.

Pierwsze godziny po ataku to tragiczny okres zmagania się strażaków z sytuacją, która ich przerastała. Nikt wcześniej nie zetknął się z katastrofą na taką skalę. Wiele sekcji strażackich z uporem próbowało dotrzeć do pięter ogarniętych pożarem, inni próbowali skoordynować gaszenie na dole. Dziś już wiadomo, że nie mieli na to żadnych szans.

Ojciec Judge pomagał opanować chaos i namaszczał pierwszych śmiertelnie rannych. Liczba ofiar rosła z minuty na minutę. Do miejsca ratunkowego znoszono dziesiątki rannych. Każdy z nich czując śmierć, błagał o kapelana, aby pojednać się z Bogiem przed agonią. Ojciec Judge w samym sercu tego piekła musiał nie tylko znaleźć w sobie siły, by psychicznie wytrzymać ten koszmar, ale na dodatek, by dodawać otuchy innym, którzy żegnali się już z tym światem.

Ojciec Cassian wspomina:
Wiemy, że ojciec Michael podtrzymywał na duchu strażaków w czasie akcji. W pewnym momencie ludzie odcięci pożarem od schodów zaczęli wyskakiwać z okien World Trade Center. Im bardziej narastała siła pożaru, tym więcej osób wyskakiwało. Jedna z kobiety nieszczęśliwym trafem spadla na strażaka, przygniatając go. Ojciec Michael natychmiast podbiegł do konającego mężczyzny i zaczął mu udzielać sakramentu namaszczenia. Modlił się też za duszę tej nieszczęsnej kobiety. Kiedy to robił, niestety zdjął na chwilę kask i w głowę uderzył go kawałek spadającego gruzu.
Klasztor Franciszkanów, w którym dziś czci się pamięć poległego brata, leży w samym sercu Manhattanu. To jakby oaza ciszy i cierpliwej miłości w betonowej dżungli wielkiego miasta. Ojca Judge znali tu wszyscy. Zasłynął z szerzenia kultu Matki Boskiej.

Pogrzeb ojca Judge odbył się w jego franciszkańskim kościele, położonym naprzeciw remizy nr 24. Uroczystościom przewodniczył kardynał Edward Egan. Cały Nowy Jork oddał mu hołd. Swojego kapelana żegnali wszyscy nowojorscy strażacy i ich koledzy z Chicago. Nikt z „najdzielniejszych” nie wstydził się łez, gdy ciało kapłana składano do grobu.

— Ojciec Judge to taki sam bohater, jak ci, którzy zginęli w Pearl Harbour — powiedział burmistrz Nowego Jorku Rudolf Giuliani.


<< Zdjęcie strażaków niosących śmiertelnie rannego ojca Judge'a stało się jednym z najsłynniejszych symboli tragedii World Trade Center.



Po 11 września na Msze św. do św. Franciszka przychodzi znacznie więcej ludzi. Tragedia skłoniła ich do rozważania problemu istnienia dobra i zła. Do refleksji nad rolą Boga w ich życiu i w życiu całej Ameryki. O. Brophy mówi: Po prostu przypomnieliśmy sobie, że Amerykanie zawsze byli ludźmi religii i wiary. Nasze państwo zostało założone na fundamencie prawa do wolności religijnej i to jest nasze dziedzictwo, do którego dziś wracamy.

Wielkie sześciomilionowe miasto zmaga się ze swoją tragedią. Jednych doświadczenia 11 września skłaniają do zwątpienia, innych do zagłuszania lęków zabawą, jeszcze innych do szukania sensu własnego życia i śmierci bliskich.

Po 11 września na ulice i place nie tylko Nowego Jorku, ale i całej Ameryki wyszli ludzie, aby modlić się za ofiary tragedii i zwracać się do Boga z prośbą o pokój dla swojej ojczyzny. W czuwaniach modlitewnych wzięły udział miliony ludzi, którzy nie wstydzili się swej pokory wobec Boga.

Jeszcze rok wcześniej podobne modlitwy w miejscach publicznych byłyby zaskarżane przez zwolenników świeckości państwa do sądów. Podobne procesy trwały w USA w latach 80. i 90. Zwolennicy laickości usuwali krzyże z parków miejskich, skuwali tekst Dekalogu z frontonu ratusza i zakazywali modlitw w szkołach i przed zawodami sportowymi. Po 11 września nawet inauguracja giełdy na nowojorskiej Wall Street skłoniła wielu maklerów do modlitwy.

Po 11 września wiara w Boga ponownie okazała się czynnikiem, który łączy, a nie dzieli Amerykanów. Wieże World Trade Center w dniu tragedii stały się areną dramatu śmierci. Bluźnierczo powołując się na imię Boga-mściciela islamscy terroryści chcieli zastraszyć Amerykę i zamordowali tysiące niewinnych ludzi. Ojciec Judge ofiarą swego życia rzucił wyzwanie tym, którzy chcieli zastraszyć innych władzą szafowania śmiercią.

To chrześcijański paradoks, że ofiara z życia często skłania do zastanowienia się nad sensem własnego życia, tych którzy ocaleli. Czy śmierć franciszkanina z Manhattanu skłoni Amerykanów do refleksji?

Piotr Semka, oprac.własne

Panie, poprowadź mnie tam gdzie mnie potrzebują
Pozwól spotkać tych, którzy tego oczekują
Powiedz mi, co ja mam im powiedzieć
I prowadź mnie Twoją droga.
                             o. Jugde
shape